Pewnie nasi oponenci, którzy walczyli o jak najszybszą budowę Trasy Świętokrzyskiej bez oglądania się na zapyziały zieleniec na Szmulkach, wzruszą tylko ramionami. A nam jest żal.
Dobrze, że w tej czarze goryczy jest odrobina miodu. Udało się przekonać władze Warszawy, w tym Wiceprezydenta Jacka Wojciechowicza, aby Trasę Świętokrzyską jak najbardziej zwęzić na wysokości jej przebiegu przez park. Mimo oporów inwestora - Zarządu Miejskich Inwestycji Drogowych - ten plan się powiódł. W ten sposób ocalono kilkadziesiąt starych drzew, w tym dorodne, wysokie drzewa o ponad metrowej średnicy pnia.
Nasze społeczne zmagania o ocalenie parku wiele nas nauczyły i wiele kosztowały. Przedstawiano nas, także w poważnych mediach, jako grupkę oszołomów, szkodników hamujących potrzebne inwestycje, egoistyczne stowarzyszenie NIMBY: "tylko nie przez mój ogródek". Internetowi hejterzy wylewali i leją na nas kubły pomyj.
Z drugiej strony nasze działania integrowały lokalną społeczność. Poznaliśmy wielu wspaniałych, mądrych ludzi, którzy wsparli nas swoją wiedzą i zaangażowaniem. Nastawienie urzędników miejskich też ulegało zmianie - od lekceważenia czy wręcz "obrażania się" na nas, do merytorycznych dyskusji i wspólnych prób racjonalnego rozwiązania problemu.
Ścięte drzewa w parku nie odrosną. Wszyscy straciliśmy nieodwracalnie coś cennego. Mamy nadzieję, że nasze wieloletnie starania nie poszły na marne. Wśród wielu mieszkańców, urzędników i polityków samorządowych rodzi się świadomość, że tereny zielone w mieście są dobrem tak rzadkim i trudnym do odtworzenia, iż trzeba je chronić prawie za wszelką cenę.